Zapiski znalezione w bakiście SY Beluga
15.09.2024
„Kotwica rzucona poprzedniej nocy w wody zatoki przy Cartagenie trzymała doskonale. Jedynym zaskoczeniem była obecność jachtu pod angielską banderą, stojącego tuż przed dziobem naszego jachtu. Dam sobie głowę uciąć, że wieczorem go tam nie było! Czyżby ktoś odpalił jacht na autopilocie i przybył pod osłoną nocy? Albo my po prostu nie zauważyliśmy… Co poradzić, żeglarskie oko czasem płata figle!
Gdy śniadanko i kawa wypełniły nasze żołądki, rozpoczęliśmy przygotowania do kolejnego etapu podróży w kierunku Malagi.

W południe Kapitan zarządził kąpiel załogi – jak to zwykle bywa, trzeba się było trochę schłodzić i pobawić w wodzie, by nie zapomnieć, że poza żaglami i linami jest jeszcze coś takiego jak przyjemność! Stanęliśmy w dryfie, rzuciliśmy za rufę koło ratunkowe dla asekuracji i oddaliśmy się szaleństwom w falach. Woda była jak zupa – ciepła, ale przyjemnie orzeźwiająca.
Po godzinie tego wodnego szaleństwa odpaliliśmy katarynę (czyli nasz ukochany silnik) i ruszyliśmy dalej w drogę. Wiatr najwyraźniej miał dziś wolne, a przecież z samego machania rękami nie popłyniemy!
Około 17:00 wpłynęliśmy do malowniczej zatoczki przy Águilas. Kotwica w dół, ponton na wodę, a Kapitan ogłosił lądowanie. Załoga, jak to załoga, natychmiast rzuciła się do szafek, wybierając swoje „odświętne” stroje. Cóż, odświętne to pojęcie względne, ale marynarska elegancja nie zna granic.
Ponton sprawnie przetransportował nas na ląd, a na jachcie nastąpił czas na prace bosmańskie – wiemy, wiemy, praca nigdy się nie kończy na morzu. Tymczasem my, szwendając się po malowniczym miasteczku Águilas, natknęliśmy się na procesję z orkiestrą z okazji Święta Matki Boskiej Bolesnej. Hiszpanie uwielbiają swoje procesje – a my uwielbiamy ich orkiestry, zwłaszcza gdy można to połączyć z małym kufelkiem piwa.
Załoga, napełniwszy brzuchy zimnym hiszpańskim piwem i tapas, nie zapomniała o Kapitanie. Zorganizowaliśmy dla niego ciepłą strawę, bo wiadomo – głodny kapitan to zły kapitan. Zadowoleni i nieco już stęsknieni za pokładem Belugi, wysłaliśmy sygnał, że czas wracać.
Wieczór spędziliśmy na niekończących się dyskusjach o zaletach życia na morzu. Bo co jest lepszego niż wiatr w żaglach, szum fal i żadnych zmartwień? Jak mawiają starzy wilcy morscy: „Kiedy stoisz na lądzie, żal morza; kiedy jesteś na morzu, żal lądu – ale tylko tego, który widać z oddali!”
Noc zapadła, a my udaliśmy się w objęcia Morfeusza – pobudka o 07:30, więc czasu na sen nie za dużo. W oddali wciąż było słychać gwar miasteczka, ale dla nas najpiękniejszą muzyką pozostawał cichy szum fal.
—
Geografia i historia: Cartagena, położona na południowo-wschodnim wybrzeżu Hiszpanii, jest portem o długiej historii – od starożytnych Fenicjan, przez Rzymian, po współczesne floty handlowe. Jej zatoka jest jednym z najlepiej chronionych naturalnych portów Morza Śródziemnego, co czyniło ją strategicznym punktem na przestrzeni wieków.
Águilas, dokąd dopłynęliśmy, to urokliwe miasteczko w regionie Murcji, znane z malowniczych plaż i festiwali. Zatoczka, w której stanęliśmy, była niegdyś schronieniem dla fenickich i rzymskich żeglarzy. Dziś, podobnie jak wtedy, oferuje spokojny azyl przed kaprysami morza.