Z zapisków znalezionych w bakiście SY BelugaV
Październik 2024

Załoga, złożona z obywateli świata, Trójmiasta i Calp w Hiszpanii, zebrała się w Santa Pola, by rozpocząć rejs na Majorkę z przystankiem na Ibizie. Wśród załogantów wyróżniali się Pola, Kasia i Hugo – Pola i Kasia zawsze pełne energii i chęci do działania, i tajemniczy Hugo, Hiszpan o spokojnym temperamencie i ramionach ozdobionych tatuażami, którymi zdawał się opowiadać historię każdego swojego żeglarskiego doświadczenia.
Rejs rozpoczął się w sobotni poranek od pysznego śniadania – Pola, nasza kulinarna mistrzyni, przygotowała szakszukę, która zachwyciła wszystkich smakiem. Dzięki temu wszyscy byli gotowi na nadchodzący dzień, a Hugo żartował, że wiatry Morza Śródziemnego będą nas pchały szybciej, bo Pola wprowadziła nas na wyższe obroty. Po solidnym posiłku przeszliśmy szkolenie z zasad bezpieczeństwa, by upewnić się, że każdy jest przygotowany na ewentualne trudności.
Na trasie do Ibizy przydarzyła się pierwsza awaria – genua zablokowała się na rolerze. Cała załoga wzięła się do pracy, a Hugo, jak zwykle opanowany, szybko zabrał się do rozwiązywania problemu. Jego tatuaże przedstawiające morskie motywy i kompas wydawały się naturalnym przedłużeniem jego doświadczenia na morzu. Dzięki wspólnemu wysiłkowi udało się naprawić awarię i kontynuowaliśmy rejs.
Wkrótce odebraliśmy komunikat Mayday Relay – ponton z 24 osobami wzywał pomocy, co na chwilę wprowadziło na pokład ciszę i powagę. Hugo skupił się na nasłuchiwaniu dalszych instrukcji, a Kasia z resztą załogi uważnie obserwowali rozwój wydarzeń, gotowi do ewentualnej pomocy.
Podczas nocnego przelotu na Ibizę brak wiatru sprawił, że podróż przebiegała powoli, jednak piękny księżyc w pełni oświetlał nam drogę, a startujące samoloty z Ibizy wskazywały kurs, gdy kompas wydawał się zbędny. Hugo, wpatrując się w horyzont, opowiedział o swoich poprzednich podróżach, a Kasia, siedząc obok, słuchała w ciszy, podziwiając pełnię księżyca odbijającą się w wodzie.
Po dopłynięciu do Sant Antonio i rzuceniu kotwicy, pamiętając o ochronie posidonii oceanica, załoga spędziła dzień na zwiedzaniu miasteczka. Wieczorem, przy plażowym barze, delektowaliśmy się hiszpańskimi specjałami – gambas a la plancha i gambas al ajillo. Hugo, który znał każdy zakątek wyspy, poprowadził nas przez lokalne zaułki, opowiadając o jej ukrytych zakątkach.
Przygód nie brakowało również na jachcie podczas wieczornej przesiadki z pontonu na jacht – latarka, którą trzymał Hugo, wpadła do wody. Mimo, że spadła na samo dno, to nadal świeciła oświetlając trawę morską i jej mieszkańców. Hugo, bez wahania, wskoczył do wody i wyłowił ją jak Enzo Molinari w Wielkim Błękicie. Cała załoga celebrowała tę małą wygraną przy hiszpańskim białym winie, dyskutując o planach na kolejne etapy podróży.
Nastała cicha spokojna i noc, a zapach przygody unosił się w morskim powietrzu.”